Kiedyś całkiem spontanicznie potrafiłam zmienić moim włosom kolor czy też długość. Teraz zastanawiam się nad każdym bardziej radykalnycm krokiem. Od trzech lat przykładam sie do pielęgnacji włosów a farbuję je sporadycznie i to kolorem zbliżonym do mojego naturalnego. Kłaczki odwdzięczają się - dość szybko rosną, są zdrowe i wdzięcznie sie kręcą. Nie uświadczy sie na nich odrostów, pozostałości po nieudanych zabiegach, zniszczonych końcówek... Rudość marzy mi sie od dawna a ponieważ jesień jest najlepszą porą dla tego koloru kupiłam hennę - czystą, ze sprawdzonego źródła, gwarantującą efekt na jakim mi zależy. Tyle że spanikowałam :) Nie boję sie że henna zniszczy mi włosy bo mam z nią już dobre doświadczenia ale co innego nakładać na kłaczki orzechowy brąz który nadaje głebi naturalnemu kolorowi a co innego robić się na rudzielca... Bo co będzie jak metamorfoza wypadnie słabo? Powrót do brązu za pomocą henny? Można choć ja wolałabym by po prostu kolor wypłukał się do zera. Czy to możliwe? Ma ktoś doświadczenia?
Pamiętacie, że uwielbiam jesień? :)
Za długie wieczory, czas na czytanie książek, szeleszczące pod nogami liście, mgliste poranki, zupę dyniową, pierwsze przymrozki, chryzantemy, ciasto śliwkowe, energię gdy innym siadają akumulatory….