Gdy miłość przybiera na wadze - Piekniejsze.pl

Gdy miłość przybiera na wadze

Gdy miłość przybiera na wadze
Gdy miłość przybiera na wadze, fot. pixabay

Dla kobiet świetne ciało i pewność siebie – to jedno. Świetna sylwetka gwarantuje dobre poczucie i odwrotnie. Badania wykazują, że istnieje także połączenie pomiędzy tym, jak kobieta postrzega siebie, a tym, jak ocenia jakość swojego związku. Jaki wpływ na relacje partnerskie ma zrzucenie zbędnych kilogramów?

Radość z jedzenia i szczęśliwy związek często idą w parze. Utarło się myślenie, że osoby, które dbają i potrafią docenić zawartość talerza, potrafią też cieszyć się życiem, zachwycić się cielesnością. Są nawet osoby, które po sposobie jedzenia oceniają predyspozycje łóżkowe partnera. Jeśli celebruje on przygotowanie posiłku, a potem się nim delektuje także w łóżku będzie koneserem.

Cielesny nadbagaż . Widząc na ulicach, w telewizji i w gazetach szczupłe dziewczyny, przyswajając wciąż informacje o tym, że szczupły to piękny człowiek sukcesu, zaczynamy się z tym obrazkiem porównywać i dostrzegać nasze niedoskonałości. To przekłada się na negatywną ocenę własnego wyglądu. Cierpi też nasze poczucie atrakcyjności. Szczególnie przodują w tym kobiety. Często odczuwają, że są gorsze, że ich życie, właśnie przez zbędne kilogramy, jest mniej wartościowe, a ich związek jest niepełny. Za dużo kilogramów rodzi kompleksy, przez co odbiera pełnię radości bycia razem.

– Zbędne kilogramy mają wpływ na związek, powiem więcej, mają wpływ większy, niż komukolwiek mogłoby się to wydawać mówi Limonka, która swoją walkę z wagą oraz wszelkie przemyślenia związane z tym tematem opisała na swoim blogu. Jeszcze dwa lata temu ważyła 112 kg, przy wzroście 177 cm. Dziś waży 40 kg mniej. “Cielesny nadbagaż” często powoduje ogromne kompleksy. Wystający brzuszek, grube nogi, duża pupa i wszechobecne fałdki powodują, że kobieta traci wiarę we własną urodę.

Rozmiar, który zasłania osobowość Waga dla kobiet staje się ich uproszczoną miarą atrakcyjności. Często czują one presję, że są oceniane po wyglądzie i jeśli ten wygląd nie pokrywa się z wyobrażeniem sylwetki idealnej, wtedy cierpi poczucie własnej wartości. Brak pewności siebie względem własnego wyglądu może się potem przekładać na niedowartościowanie emocjonalne czy intelektualne. A atrakcyjność nie ogranicza się przecież tylko do kilogramów. W 2008 roku Pierwszą Wicemiss Anglii została Chloe Marshall, siedemnastolatka w rozmiarze 42. Dochodząc do tego miejsca, pokonała w konkursie wiele szczupłych dziewcząt. Udowodniła, że piękno to nie rozmiar. Liczy się także poczucie humoru, charakter, osobowość. Jednak często waga deprymuje nas do tego stopnia, że przysłania nasze inne walory albo w poczuciu niskiej atrakcyjności – decydujemy się na kompromisy, których wcale nie chcemy. Jak wynika z badań psycholożki dr Janet D. Latner z University of Hawaii, grube kobiety twierdzą, że mają gorsze jakościowo związki. Częściej wiążą się z partnerami, którzy nie są ich wymarzonymi, pożądanymi. Także w oczach wybranka czują się gorzej oceniane, mniej atrakcyjne etc. Zasada ta nie dotyczy mężczyzn. Wydaje się, że ich waga nie ma wpływu na jakość związku, pragnienia i ich zaspokajanie.

Przed i po kocha się tak samo. Ania i Limonka w trakcie diety, były w stałych związkach. Z tymi samymi facetami przed i po schudnięciu. Czy utrata wagi wpłynęła na jakość ich związków? – Po schudnięciu poczułam się o wiele bardziej pewna siebie mówi Limonka. Choć mój partner nigdy nie dał mi do zrozumienia, że jako osoba otyła mu się nie podobałam. Ja sama w środku czułam, że na pewno jest dumny z tego, że schudłam. I nawet jeśli jego zadowolenie nie wynikało tylko z samego faktu mojego schudnięcia, to na pewno z tego, że moja samoocena wzrosła i poczułam się doskonale we własnym ciele. Zniknęły moje kompleksy, przestałam się krępować przebywania wśród szczupłych ludzi i otworzyłam się na innych. Jeśli jest się z kimś w związku, odczuwa się radość z sukcesów ukochanej osoby. I on się cieszył, wspierał mnie, podsuwał wiele interesujących pomysłów i dopingował, a ja byłam mu za to wdzięczna. Ania miała do zrzucenia 20 zbędnych kilogramów. Zajęło jej to około półtora roku. Twierdzi, że znaczna utrata wagi nie miała wpływu na jakość jej związku, bo jak mówi. – Nie poszłam na dietę ani przez, ani dla faceta. Zrobiłam to tylko i wyłącznie dla siebie. I na mnie osobiście zmiana bardzo mocno podziałała. Np. podoba mi się jak faceci się za mną oglądają. Ale zauważam taki trend wśród moich koleżanek, że robią swojemu byłemu facetowi na złość i po rozstaniu się odchudzają. – Na nasz związek schudnięcie Ani nie miało wpływu, bo kocham ją teraz dokładnie tak samo jak wtedy, gdy wyglądała jak szafa trzydrzwiowa dodaje ze śmiechem jej mąż Robert.

Wsparcie potrzebne od zaraz. Nawet jeśli przed i po schudnięciu jakość związku nie zmienia się drastycznie, to jednak partner odgrywa wielką rolę w samym procesie walki z kilogramami. Limonka ma wielkie szczęście, bo jej partner o wiele lepiej znał się na zdrowym odżywianiu od niej. Mogła liczyć na jego stałą pomoc. – Pomagał mi w momentach, gdy irytowałam się, że chudnę zbyt wolno, albo że pozwoliłam sobie na zjedzenie czegoś słodkiego wspomina. Ja się samobiczowałam w myślach, a on mnie uspokajał i wspierał. Był partnerem, dietetykiem, psychologiem i motywatorem w jednym. Dzięki jego obecności w moim życiu, nie byłam z odchudzaniem sama, tym bardziej, że on sam miał kilka tego typu epizodów w życiu, więc doskonale wiedział, z czym się zmagam. Zresztą pomagamy sobie nadal. Gotujemy wspólnie i czerpiemy z tego ogromną radość. Zwykle dieta to droga przez mękę pełna pokus, upadków, wątpliwości we własne siły. Pokonywanie wspólnie trudności zazwyczaj scala związek. A przecież walka z własnymi słabościami, np. słabością do słodyczy, która czasem staje się batalią przeciw sobie i całemu światu, jest właśnie taką trudnością. Jest łatwiej, jeśli mamy towarzystwo kogoś, kto będzie wsparciem. Ale nie zawsze tak się dzieje. W Ani przypadku było zupełnie inaczej, niż w przypadku Limonki. Nawyki żywieniowe zmieniła tylko ona, więc nie raz w domu unosiły się zapachy potraw, które ogromnie ją kusiły, ale na diecie były niedozwolone. – Dla mnie to jest trudne, że mąż kupuje słodycze, chleb i inne dobre rzeczy. Na pewno jest fajniej, jak masz kogoś, kto w domu cię wspiera i przystosowuje się do Twoich zwyczajów żywieniowych przyznaje.
Limonka także twierdzi, że najważniejsze jest to, że się chce schudnąć dla siebie, ale podkreśla też, że w związku ma się dobrą motywację. – Chcę schudnąć, by podobać się sobie i swojemu partnerowi, to logiczne. Jeśli przeszkadzałoby mi, że mój partner zaczyna tyć, dlaczego mam uważać, że moje tycie nie przeszkadzałoby jemu? Starać się powinny obie strony, przez cały czas. Moim zdaniem szacunek do własnego partnera polega również na tym, że staramy się, by wyglądać dla niego atrakcyjnie. I dotyczy to nie tylko kobiet, ale i mężczyzn.

Waga na widelcu Ciekawostką jest, że o swoją wagę bardziej martwią się kobiety, które mają stałych partnerów. Wynika to z ostatniej ankiety przeprowadzonej przez Shapesmart, na grupie pięciu tysięcy Brytyjek. Ponad 60 proc. kobiet w stałych związkach nie czuje się zbyt komfortowo, jedząc w obecności swojego partnera. A prawie połowa wstydzi się przed nim rozebrać. Dwie trzecie badanych wyznało, że czuje się jakby ciągle były na diecie lub ciągle zwracają uwagę na swoją wagę. Jedna czwarta z badanych przyznała się, że mniej więcej co pół godziny myśli o jedzeniu. Nawet na randce w restauracji panie wciąż myślą o kaloriach, kilogramach i diecie. Dochodzi do tego, że zamiast cieszyć się towarzystwem i wykwintnym jedzeniem, aż 13 proc. badanych wybiera niskokaloryczne potrawy, zamiast tego, na co naprawdę mają ochotę. Limonka należy do tych 87 proc. osób, które na randce wybiorą to, na co akurat będą mieć ochotę. Sekret polega nie na tym, by nie być tylko chwilowo na diecie, ale by zmienić swoje nawyki żywieniowe. – Gdy idziemy do restauracji, zamawiam to, na co mam ochotę. A że nie jadam rzeczy panierowanych, smażonych w głębokim tłuszczu i mącznych, np. pierogów, to nie mam z tym problemu. Tego typu potrawy są dla mnie zbyt ciężkie i nie smakują mi na tyle, bym miała je jeść. Danie, oprócz tego, że musi smakować, musi też wyglądać, a im więcej kolorów na talerzu, tym lepiej.
Zgadza się z tym Ania, która przyznaje, że życie po odchudzeniu to już inne życie. – Inne zwyczaje żywieniowe. Oczywiście, zamawiam to na co mam ochotę, tyle że teraz to są już inne produkty. Szkoda mi zmarnować tylu miesięcy wyrzeczeń, dlatego na ogół jednak wybieram to, co mało kaloryczne, np. omijam makarony, ziemniaki, staram się rezygnować z deserów. Lubię owoce morza, więc na ogół zamawiam albo rybę, albo sałaty. Lubię wiele rzeczy, więc wybieram te, które są mniej szkodliwe.


źródło sympatia.pl